Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
Drukuj

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Niedawno zakończył się rok szkolny. Emocje opadły, ciśnienie wróciło do normy, wizyty u psychoanalityka można było odwołać. Mowa oczywiście o mnie, a nie głąbie, którego każdego ranka podwożę do szkoły.

Z zasady nie zaglądam w zeszyty mojej pociechy w ciągu trwania roku szkolnego. Wychodzę z założenia, że czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Po co się stresować, nikomu to nie służy. Gdybym już we wrześniu miał się zorientować, że matematyka, historia, geografia i angielski są prowadzone w tym samym zeszycie, część ołówkiem, część długopisem, a kartki posklejane są gumą do żucia - chodził bym wkurzony aż do czerwca, a tak świadectwo mam w ręce to do zeszytu mogę zajrzeć.

Zajrzałem.

W pierwszym odruchu chciałem wsiąść do pociągu i gnać do Kołobrzegu na kolonie, żeby wytargać młodego za uszy, przy okazji zlecając mu napisanie 10.000 razy - ?Nie będę gryzmolił w multi-zeszycie do wszystkich przedmiotów na marginesie?. Na szczęście gdy tylko starłem pot z czoła, wychyliłem jednym haustem szklankę wody i przeczyściłem okulary zorientowałem się w porę jak bardzo się myliłem i jakbym się głupio czuł we wspomnianym Kołobrzegu.

Okazało się bowiem, że oto spełniło się moje marzenie z dzieciństwa. Ktoś wpadł wreszcie na genialny pomysł i zalegalizował "ściąganie". Okazuje się, że na marginesie to nie gryzmoły syna tylko wydrukowane podpowiedzi z danego przedmiotu. I tak, pierwszy w kolejności wpadł mi w ręce zeszyt do biologii. Miękka ale bardzo ładnie zaprojektowana okładka, a w środku każdy margines zapełniony fachowymi i istotnymi z punktu widzenia przedmiotu informacjami. Funkcje komórki, schemat budowy komórki prokariotycznej (cokolwiek to znaczy), budowa korzenia roślin nasiennych, itp. itd.

Następny był zeszyt do języka niemieckiego, a w nim, rewelacja(!) - słówka, przyimki, zaimki i całe to badziewie, którego za moich czasów uczono paskiem i klęczeniem na grochu w kącie. Dodatkowo zasady pisowni i gramatyki czyli mini kompendium wiedzy na marginesie w zeszycie.

Chemia, no tego przedmiotu nie wspominam z rozrzewnieniem. Oprócz kilku lekcji na których można było coś podpalić, ewentualnie wysadzić w powietrze, pasmo udręk i poniżenia. Gdybym miał taki zeszyt drzewiej, a więc za moich czasów, pewnie nie pałał bym dzisiaj taką niechęcią do H2SO4, a na samą myśl o tymże przedmiocie nie ciągnęłoby mnie aż tak do szybkiego wychylenia szklaneczki C2H5OH z lodem i sokiem malinowym. Fizyka to czysta poezja i chociaż z tego przedmiotu byłem niezły, nawet jakieś sukcesy na olimpiadzie, to nie pogardziłbym zeszytem, który ma marginesie każdej kartki zanotowane ma zupełnie legalnie wzory, zasady i twierdzenia. Z ciekawości zajrzałem także do geografii, lubię podróżować, a i geografia należała do raczej lubianych przeze mnie przedmiotów.

Co można znaleźć w kajeciku do geografii?

A no na przykład podział produktów wybuchu wulkanicznego, rodzaje wybrzeży, podział lodowców ze względu na wielkość i kształt i całą masę innych przydatnych informacji. Nie mogłem nie zajrzeć do mojej ulubionej matematyki. Ten zeszyt rzuca się w oczy bo jest większy od pozostałych. Wcześniejsze były formatu A5, a matematykę miał A4. Dobrze, więcej trójkątów i sześcianów się zmieści. W samym zeszycie marginesy, podobnie jak w fizyce, zapisane wzorami, zasadami i twierdzeniami. Już nie trzeba pamiętać, że suma kwadratów przyprostokątnych równa się kwadratowi przeciwprostokątnej.

Genialne!

Kiedy ogarnąłem półkę szkolną w pokoju młodego zorientowałem się, że cały zestaw zeszytów z zapełnionymi marginesami obejmował takie przedmioty jak fizyka, chemia, biologia, polski, geografia, matematyka. Generalnie małżonka zafundowała młodemu we wrześniu przepustkę do następnej klasy. Super! W zasadzie, gdyby to dobrze rozegrać mogło by się okazać, że podręcznik do matematyki i zeszyt to jedno? Wszystkie zeszyty marki Gatis, a więc zachowana jedność kolorystyczna i stylowa. Ehh, aż chciałoby się wrócić do szkoły. Taki prosty patent, aż chce się zapytać dlaczego nie 20-30 lat temu? Ilu głąbów mniej piastowałoby dzisiaj ministerialne urzędy, zarządzało naszą kasą w bankach czy rozliczało nasze podatki.

Brawo za pomysł i realizację, wierny czytelnik i klient Gatis?u.

 

Kategoria: Testy
Odsłony: 4572